Owanuta Owanuta
1091
BLOG

TU SKRĘCONY

Owanuta Owanuta Polityka Obserwuj notkę 13

 

Linia narracji rządowych spin doctor'ów w sprawie Amber Gold, jest bardzo prosta i nad wyraz skuteczna. Głównym celem, zawsze przyświecającym funkcjonariuszom od tłumaczenia publice jak rozumieć świat i zachodzące w nim wydarzenia, jest zminimalizowanie ubytków na reputacji osłanianej osoby.  Z grubsza robi się to w ten sposób: należy pomijać milczeniem, lub wspominać jedynie zdawkowo, meritum kontrowersyjnej sprawy i jej negatywne aspekty, podkreślać zaś trzeba aspekty pozytywne. Często znaczy to w praktyce nazywać mokre suchym, a czarne białym. Klasa spin doctor'a najlepiej manifestuje się w sytuacjach pozornie beznadziejnych. To w takich sprawach następuje rozerwanie peletonu akolitów i tworzenia się czołówki deklasującej swoją formą rywali. Daleko w tyle pozostają zwykłe lizusy, tradycyjnie kręcące się w pobliżu możnych tego świata.

 

Jak radzą sobie z ostatnim skandalem rządowi "doradcy" Premiera? Jeszcze to trudno w pełni ocenić, ale chyba nie najlepiej. Co prawda dość skutecznie znika z mediów sprawa najważniejsza, czyli skandaliczne i prawdopodobnie przestępcze zaniedbania agend państwowych powołanych do i opłacanych za  ochronę obywateli przed przestępcami. Jak tego dokonano? Sposoby nie są zbyt skomplikowane i łatwo je dostrzec jak już człowiek wie gdzie patrzeć. Jak ze sztukami "magicznymi"

 

Mieliśmy, więc już tradycyjny kanon działań osłonowych. Było wyśmiewanie ofiary przestępstwa, izolowanie jej, kwestionowanie walorów intelektualnych i moralnych ofiary, przypinanie łatek: chciwość, ciułacz, zaślepienie rządzą zysku (pragnienie w społeczeństwie dotkniętym w niedalekiej przeszłości komunizmem, wciąż podejrzane i jak wiedzą o tym doskonale "doradcy", jeszcze przez długie lata będzie stosunkowo łatwo wywołać negatywne reakcje u publiczności rzucając takie oskarżenia na osoby, które chce się zniesławić). Mieliśmy też dyżurne zapewnienia, że wszystko odbyło się "zgodnie z procedurami". Co jest nawiasem mówiąc patentowanym kłamstwem, bo nic nie odbyło się w zgodzie z przepisami i procedurami. Gdyby te zostały zastosowane, ten Plichta nie dostałby nawet szansy żeby okraść naszych współobywateli.

 

Tradycyjne chwyty doradców nie przyniosły efektów i wciąż nie ma spokoju. Ludzie wciąż zadają pytania. Więc pojawia się Premier i na konferencji prasowej mówi nam, że bardzo kocha syna. No, i jak nie kochać człowieka, który kocha swojego niezbyt rozgarniętego syna? Czy jest ojciec, który nie przeżył takiego doświadczenia? Wszyscy mogą się odnieść do dylematów przed którymi stawiają nas nasze dzieci. No i co na to poradzisz człowieku? Takie jest życie, my wszyscy przez to przechodzimy. Premier nie jest wyjątkiem. Też człowiek, jak i my. Stanowisko, nie stanowisko, a z dzieckiem ma takie same problemy jak ja… To było bardzo dobre. 

 

Wciąż jednak za mało. Mamy więc dalsze działania. Brak nadzoru nad służbami specjalnymi, które powinny były ochronić obywateli przed mega złodziejem przedstawiany jest jako cnota. Mówi się więc, to nieprawda, że Premier kierował się informacjami uzyskanymi od służb specjalnych, kiedy ostrzegał syna przed wiązaniem się z Plichtą. Taki czysty ten Premier. Nie chciał dla spraw rodzinnych używać służb specjalnych. W taki prosty sposób sprawa nadzoru nad służbami przewekslowana została na dyskusję o tym jak niechętnie na prywatę patrzy nasz leader.

 

Ofiary oszustwa Plichty popadli w koszmarne kłopoty, w niewolę długów, utracili zdolność do zaspokojenia swoich podstawowych potrzeb? Tak. Winne jest państwo? Zdaniem doradców Premiera, nie. Bo Premier nie chce ograniczać nam wolności i mówić, co komu wolno, a czego nie wolno robić z własnymi pieniędzmi. Chce ktoś inwestować w ryzykowne przedsięwzięcia? Mamy wolność i niech sobie inwestuje. W ten sposób pytanie o to dlaczego agendy państwowe obarczone obowiązkiem dbania o bezpieczeństwo obywateli dopuściły, żeby nielegalnie do niego dopuszczony Plichta grasował na rynku, zostaje zamienione w rozmowę o tym czy i dlaczego to jest takie piękne, że Premier jest tak mocno przywiązany do wolności obywatelskich.  Zamiast wyjaśnień spraw najważniejszych słyszymy dyrdymały o tym jak on tę naszą wolność kocha i że nie będzie nam zabraniał chodzić do wróżek i znachorów, jeśli tak nam się spodoba. Bo rozumiecie wolność przede wszystkim. A tymczasem prawda jest taka, że właśnie wolność, którą dają własne zasoby finansowe, utracili oszukani współobywatele, których teraz przedstawia się nam jako chciwych, durnych, naiwnych… 

 

Pod oczy posuwa nam się rękę z kartą na której dużymi literami stoi jak wół, że Komisja Nadzoru Finansowego działała prawidłowo i zgłosiła do prokuratury sprawę Amber Gold. W tym samym czasie za plecy chowa się kartę naprawdę interesującą. Nic, lub prawie nic, nie mówi się o tym dlaczego prokuratura zlekceważyła doniesienie i o tym kto personalnie stoi za tą decyzją. Co z tym zaniedbaniem zrobił bezpośredni szef osoby odpowiedzialnej za jej podjęcie i jak zareagował na to zaniedbanie organ nadzorujący działania prokuratury. Czy dlatego, że nie ma na to procedur? Ależ są. Są. Wszystko jest przeliterowane dokładnie, żeby nikt nie miał wątpliwości co należy zrobić. I co? I nic. O tym się nie mówi. Tylko enigmatycznie i ogólnikowo wspomina o "biernej postawie sądów i prokuratury". Według tej narracji, zasugerowanej przez spin doctor'ów Premiera, Prokuratura i Sądy to są twory bezosobowe, tajemnicze i niemożliwe do kontrolowania. Ze służbą społeczeństwu, które podatkami opłaca ich funkcjonowanie nic wspólnego mieć nie mogą. Zajęte są bowiem autonomicznym działaniem, według nieznanych prawideł. Kierują się zaś przemożnym pragnieniem postępowania zgodnie z tajemniczymi "procedurami". Nie interesem społeczeństwa, które je do życia powołało, ale wiernością "procedurom". To jest najwyższy moralny nakaz tych instytucji. Premier jest z nich zadowolony. Jego zdaniem zdały kolejny egzamin. Kafka zrozumiał w zeszłym wieku, a my do dzisiaj nie łapiemy.

 

Natomiast zupełnie podręcznikowym jest sposób w jaki z góry  próbuje się usprawiedliwić spodziewaną i upragnioną przez biurokratów bezczynność i brak jakiejkolwiek reakcji rządu na wyeksponowane patologie. Sposób ten nie polega na uzasadnianiu, że dobrze jest nic nie robić w obliczu patologii. O nie. To nie odwróciło by uwagi od bezczynności. Prof. Raciborski wręcz chwali Tuska za odwagę przeciwstawienia się popularnemu sentymentowi i odmowę jakichkolwiek działań merytorycznych, nazywając to zerwaniem z dotychczasową praktyką zapewniania, że rząd wszystko załatwi. Co za ulga! Nie będzie kolejnej spec ustawy. 

 

Ulga jest znacząca. Dla ludzi, którzy stoją za dopuszczeniem Plichty do rynku finansowego w roli prezesa spółki. Dla ludzi, którym Plichta przekazał część ukradzionych "durnym ciułaczom" pieniędzy. A może myślicie, że zaniedbywali swoich obowiązków z lenistwa, bo tacy są już syci i zamożni, tucząc się na państwowych posadach? Ten biurokratyczny nawyk dręczenia poddanych, będąc opłacanymi przez podatki od tychże poddanych ściągnięte, jest niezwykle demoralizujący. Sprzyja postawom pogardy dla petenta. To właśnie pogarda dla obywatela stoi zawsze za pokrętnymi wyjaśnieniami powołującymi się na "procedury", kiedy urząd krzywdzi obywateli. Urzędnicy też powinni przysięgać, jak robią to lekarze: "przede wszystkim nie czynić szkody". To na pewno pomoże, prawda?

 

 

Owanuta
O mnie Owanuta

Nutnik

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka